Powszechna dostępność Elektroencefalografu jeszcze do niedawna wydawała się być mrzonką. Naukowcy badający efektywność praktykowania różnych technik medytacji musieli „wyciągać” mnichów z ich naturalnego środowiska i badać ich w sztucznym środowisku. Pół biedy, kiedy tylko przylepiali im sensory EEG do głowy (od 100 do 200 i więcej), ale gorzej, kiedy zamykali ich w klaustrofobicznej komorze skanera magnetycznego, który na dodatek generował irytujące „buczenie”. Wprawdzie – jak się okazywało – zaawansowani w medytacji mnisi – całkiem dobrze sobie radzili w takich warunkach, ale taka sytuacja na pewno wpływała negatywnie na rzetelność i trafność prowadzonych badań (uzyskiwano zapewne „gorsze” od rzeczywistych wyniki).
Okazuje się, że dzisiaj już nie potrzebujemy wyciągać mnichów z ich naturalnego środowiska, ponieważ nastąpiła miniaturyzacja różnych narzędzi badawczych. Wystarczy, że badacz pojedzie do miejsca, w których osoby badane funkcjonują i przeprowadzi odpowiednie procedury badawcze. W takim przypadku obecność samych urządzeń służących do neuroobrazowania tylko w małym stopniu wpłynie niekorzystnie na rzetelność i trafność uzyskanych rezultatów badawczych.
Aktualnie sytuacja jest jeszcze bardziej ciekawa. Okazuje się bowiem, że zasadniczo każdy przeciętny człowiek może posiadać takie urządzenie. Oczywiście dokładność takiego urządzenia nie dorówna wyrafinowanym narzędziom służącym do neuroobrazowania, ale przy zastosowaniu odpowiedniego algorytmu obliczeniowego z uzyskanych ubogich danych empirycznych można wyciągać całkiem rzetelne i trafne wnioski. Do najbardziej znanych należą: Emotiv Epoc, Melon Headband, Spire Stone i Muse Headband (por. Leape i in., 2016).