Zwoliński

Andrzej Zwoliński (ur. 18 marca 1957 w Radwanowicach) – polski duchowny rzymskokatolicki, profesor nauk teologicznych, kapłan diecezji krakowskiej, socjolog, teolog i sektolog.

Kierownik Katedry Katolickiej Nauki Społecznej w Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Doktorat z socjologii uzyskał w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Habilitował się w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie ( obecny UPJP2 ) z nauk teologicznych – katolicka nauka społeczna. Jest Profesorem zwyczajnym Wydziału Nauk Społecznych UPJPII. Jeden z najwybitniejszych polskich teologów zajmujących się współczesnymi zjawiskami społecznymi, popularyzator nauczania społecznego Kościoła katolickiego. Autor ponad 100 dzieł z zakresu teologii i socjologii, sektologii, historii idei, katolickiej nauki społecznej, etyki życia gospodarczego, manipulacji społecznych i religioznawstwa.

New Age w: Tajemne niemoce, Warszawa: Wydawnictwo Sióstr Loretanek

Wraz z nastaniem roku 1994 wiele czasopism, zajmujących się dotychczas sprawami „nie z tej ziemi”, „ezoterią”, „nową gnozą” lub po prostu — „nowymi” uroczyście przywitało Erę Wodnika. W jednym z takich pism czytamy: „Witajcie w Erze Wodnika! Przed dwoma tysiącami lat Ziemia weszła w astrologiczną Erę Ryb, która zaowocowała pojawieniem się i dynamicznym rozwojem nowej religii -chrześcijaństwa. Obecnie, czy tego chcemy, czy nie, przechodzi w Erę Wodnika, przynosząc ogólny zwrot w stronę duchowości. Rośnie zainteresowanie religiami i kierunkami duchowego rozwoju praktykującymi miłość i życzliwość dla wszystkich istot. Tak kochani, wychodzimy z materializmu!”

W wielu polskich miastach na początku roku organizowane byty dyskoteki na powitanie Wodnika! Przekonanie o nastaniu Nowej Ery, która zwycięży chrześcijaństwo z końcem XX w., było już obecne w pismach Towarzystwa Teozoficznego założonego w 1875 r. przez Helenę Pietrowną Bławatską, której następcami byli: Annie Besant (1847-1933) i Alice Bailey (1880-1949) oraz Rudolf Steiner (1861-1925) – „prorok” antropozofów. Zgodnie z ich nauczaniem Wodnik (nosiciel wody) wyleje na świat nowego ducha, który za pomocą jogi, medytacji i tym podobnych psychotechnik będzie prowadził lud Nowej Ery do ekspansji świadomości i oświecenia, co umożliwi człowiekowi życie bez problemów. Według pewnych tajemniczych wskazówek ruch ten miał pozostawać w ukryciu do 1975 r. Już jednak w 1966 r., w słynnym musicalu rockowym Hair, który po raz pierwszy wprowadził na scenę pełną nagość, znalazły się m.in. następujące słowa: „Mistycyzm da nam zrozumienie, człowiek znowu nauczy się myśleć dzięki Wodnikowi, dzięki Wodnikowi!” Termin „New Age” (ang. nowy wiek, nowa era), użyty na określenie nowego ruchu, wszedł na stałe do współczesnego języka dopiero w latach siedemdziesiątych. Byt już jednak wcześniej używany np. przez R. Steinera w jego wystąpieniach z 1915 r, opublikowanych w 1957 r. przez antropozofów w książce pt. Preparing for Sixth Epoch (Przygotowanie do Szóstej Epoki). Tytuł „New Age” nosi także oficjalne pismo amerykańskiej masonerii ukazujące się już od XIX w. W symbolice i nazewnictwie masońskim bardzo często pojawiają się wyrażenia: „Nowa Era”, „Nowy Porządek Świata”, „oczyszczenie przez Wodnika”. Energiczny i dobrze zorganizowany ruch New Age za główny cel swego działania uznaje ukształtowanie nowego porządku świata, który będzie nacechowany grupową świadomością oraz synergią (połączonym działaniem wielkich grup ludzi). Grupy New Age w południe 31 grudnia 1986 r. przeprowadziły na całym świecie wspólną akcję, którą była światowa chwila współpracy, traktowana jako część światowego dnia uzdrowienia. Jego celem było wzmocnienie „pola mocy”, które ma prowadzić wszystkich do pokoju, miłości i jedności. Propagowana wówczas medytacja uzdrawiająca świat zawierała m.in. następujące słowa: „Teraz jest czas początku…, ludzkość powróci do boskiej natury…, uzdrowienie nastąpiło, światu zostało przywrócone zdrowie. .. Jestem współstworzycielem z Bogiem i nadchodzi nowe niebo, ponieważ dobra wola Boga wyraża się na ziemi przeze mnie. Naprawdę ja jestem Chrystusem Boga…, ponieważ Bóg jest wszystkim, a wszystko jest Bogiem. Ja jestem światłością świata… A teraz światłości świata odpowiada jedna Jaźń i moc wszechświata… Widzę teraz przed moimi oczami zbawienie planety, ponieważ wszelkie fałszywe wierzenia i błędne wzorce się rozpłynęły”. W słowach tych pojawiają się niektóre podstawowe tezy New Age: nadeszła Nowa Era, która zwycięża to, co stare; człowiek jest zanurzony w bóstwie, a świat i bóstwo to jedno (panteizm); człowiek w sobie samym mieści moc zbawienia, nie potrzebuje więc Jezusa Chrystusa.

U źródeł nauczania New Age leży przekonanie, że istnieje wewnętrzny lad naszej planety, zaprowadzany przez istoty duchowe, czyli „mistrzów mądrości”, którzy w rzeczywistości okazują się demonami. Wiąże się z tym próba wskrzeszenia wielu pogańskich bogów i bożków, a także próba ubóstwienia Lucyfera, którego Alice Bailey nazywała „władcą ludzkości”. David Spangler, jeden z liderów New Age i dyrektorów jego centrali, którą jest fundacja Findhorn w Szkocji, ogłosił: „Lucyfer działa w każdym z nas, by doprowadzić nas do pełni i kiedy zmierzamy do Nowej Ery, która jest erą pełni człowieka, każdy z nas w jakiś sposób jest doprowadzony do punktu, który ja określam jako inicjacja lucyferowa (akt poświęcenia się Lucyferowi). To szczególna brama, przez którą każda osoba musi przejść, jeśli całkowicie ma wejść w obecność jego światła i pełni”. Pośród symboli, którymi posługuje się New Age, znajdują się m.in. swastyka, okultystyczny indogermański znak szczęścia oraz liczba „666″, która jest w Biblii symbolem Bestii (por. Ap 13, 18). Według Alice Bailey liczba ta posiada święte cechy i należy się nią posługiwać możliwie jak najczęściej, aby przyspieszyć nadejście Nowej Ery. Innym symbolem, również często używanym, jest tęcza, która ma oznaczać most między człowiekiem a nadduszą, czyli duchem wszechświata. New Age stanowi specyficzną syntezę religii wschodnich, dawnego nauczania tajemnego, gnozy i spi-rytyzmu. Obejmuje więc w konsekwencji wszelkie odmiany okultyzmu, takie jak: jasnowidzenie, astrologię, hipnozę, efologię, praktyki jogi oraz itologię, panteizm, wiarę w reinkarnację i odrodzenie magii. Ponieważ New Age zmierza do pogodzenia wszystkich przeciwieństw w harmonii wszechświata, uznaje okultyzm i naukę za równe sobie. Znosi także przeciwieństwo między dobrem a złem, tłumacząc odrzucenie wartości etycznych tolerancją zmierzającą do pogodzenia wszystkich religii.

New Age ma również swoją polityczną wizję Nowego Świata. Jak twierdzi C. Constance w książce wydanej w 1986 r., ostatecznym jego celem jest całkowita kontrola nad światem poprzez postulowanie „rozwiązania lub zniszczenia indywidualnych państw i poszczególnych narodów w imię pokoju i bezpieczeństwa”. Elementami, które zbliżają świat do realizacji tego celu, mają być m.in.: ogólnoświatowy system kart kredytowych, światowa władza kontrolująca zaopatrzenie w żywność, ogólnoświatowy system podatkowy, kontrola biologicznej populacji i chorób oraz obowiązek poddania osobistego życia ogólnoświatowemu zarządowi. Stąd też bierze się ścisłe powiązanie New Age z wpływowymi organizacjami międzynarodowymi, takimi jak: ONZ, UNESCO, Światowa Rada Kościołów, Klub Rzymski, Fundacja Rockefellera, Fundacja Forda czy masoneria. Swoje hasła New Agę propaguje na różne sposoby. Wiąże się m.in. ze światem biznesu, którego przedstawiciele stają się gorącymi zwolennikami ruchu podkreślającego, że w Nowym Świecie główny akcent będzie położony na samozadowolenie i osobisty sukces, a nie na ciągłe przypominanie o pracy i obowiązkach społecznych jednostki. Za fasadą obojętnych lub nieszkodliwych tematów, takich jak: zdrowa żywność, propagowanie diety, ekologia, ochrona środowiska i praw zwierząt, medytacja i psychotreningi, kampanie rozbrojeniowe czy programy feministyczne, kryją się praktyki okultystyczne. Przewodnik New Age, opublikowany w Stanach Zjednoczonych w 1979 r., podaje dziesięć tysięcy adresów współdziałających z nim organizacji. Okazuje się, że w sferze oddziaływania Wodnika znajdują się prawie wszystkie organizacje feministyczne, ekologiczne, niekonwencjonalne grupy naukowe i wyznaniowe. Przykładowo można wymienić: partie zielonych, grupy typu Greenpeace czy Animals Liberation Front, Ruch Transcendentalnej Medytacji, Ruch Świadomości Kriszny, Ruch Rozbudzenia Ludzkiego Potencjału i inne.

New Agę bardzo szybko zyskuje popularność. W ankiecie przeprowadzonej w USA w połowie lat osiemdziesiątych, dotyczącej przekonań religijnych Amerykanów, dwadzieścia tysięcy określiło swoją religijność jako – zwolennik New Age. Obecnie w samych Niemczech oblicza się liczbę uczestników i zwolenników ruchu na pięćset tysięcy. Księgarnie całego świata zalewane są wydawnictwami z kręgu Wodnika. Arnold de Lassus ocenia, że we Francji sprzedaje się rocznie około sześciuset tysięcy książek o tej tematyce. Belgijski kard. Godfried Danneels, próbując określić New Age, napisał: „New Age nie jest religią, a jednak jest religijny, nie jest filozofią, a jednak jest wizją człowieka i świata, a także kluczem do interpretacji rzeczywistości; nie jest nauką, a jednak opiera się na prawach naukowych, nawet szuka tych praw w gwiazdach. New Age jest mgławicą, która zawiera ezoteryzm i okultyzm, coś z myśli mitycznej i magicznej na temat tajemnic życia oraz szczyptę chrześcijaństwa, a to wszystko zmieszane jest z ideami wywodzącymi się z astrofizyki”. Wydaje się, że jesteśmy świadkami spełniania się zapowiedzi św. Pawła: „Duch zaś otwarcie mówi, że w czasach ostatnich niektórzy odpadną od wiary, skłaniając się ku duchom zwodniczym i ku naukom demonów” (l Tm 4, l). Na innym miejscu zapytuje: „Jakaż jest wspólnota Chrystusa z Belialem lub wierzącego z niewiernymi?” I radzi: „Przeto wyjdźcie spośród nich i odłączcie się od nich” (2 Kor 6, 15. 17). Spotykając się z New Age, wszyscy stajemy wobec konieczności wyboru. Jest to rodzaj egzaminu z naszej wiary i powołania chrześcijańskiego. Jezus powiedział przecież: „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki” (J 10, 27-28).

Sztuki walki na sprzedaż

W Kościele katolickim pojawiły się głosy ostrzegające przed różnymi formami medytacji wschodnich jako nośnikami określonej filozofii życia i światopoglądu. W 1990 r. Stolica Apostolska opublikowała instrukcję, w której zaleca roztropne podejście do różnych form medytacji wschodnich. Bardzo silna opozycja pojawiła się również we wspólnotach ewangelickich czy protestanckich, które uznały, że duch filozofii leżącej u źródeł wschodnich szkół walki jest sprzeczny z Ewangelią. Na ogół wschodnie sztuki walki traktuje się jako zwykłe dyscypliny sportowe, co ułatwia ich promocję. Lecz nawet jako takie budzą pewne obawy.

O. Jacques Verlinde, znawca myśli Wschodu (przez wiele lat praktykował medytacje pod kierunkiem guru, doświadczył stanu samadhi), mówi: „Próbuję ostrzegać chrześcijan przed używaniem technik wschodnich w celach rzekomo zgodnych z wiarą chrześcijańską. Zachowując głęboki szacunek dla tradycji hinduistycznej, jestem jednak zmuszony powiedzieć, że techniki i praktyki Wschodu są nie do pogodzenia z celami życia chrześcijańskiego, z powodu fundamentalnych różnic między koncepcjami Boga, człowieka i świata (…). Nie można praktykować technik, które prowadzą do zatracenia osobowego «ja», i zarazem oczekiwać głębszej relacji miłości z Bogiem osobowym”.

Amerykański psycholog sportu i sympatyk New Age, Michael Murphy, twierdzi, że badając przeżycia sportowców, zwłaszcza na etapie krańcowego wysiłku, dochodzi się do wniosku, iż doznają oni mistycznych stanów świadomości. Są one podobne do tych, o których mówią religie Wschodu: niezależnie od rodzaju uprawianej dyscypliny. Mogą mieć miejsce na boisku piłkarskim, w basenie kąpielowym, na polu golfowym czy na ringu bokserskim. W swej książce na temat psychicznej strony różnych dyscyplin sportu pisze on m.in.: „wiele obserwacji, które udało nam się poczynić, wskazuje na to, iż w sporcie tkwi ogromna moc wystarczająca do wykroczenia poza ramy zwykłego doświadczenia jaźni, do wzbudzenia zdolności ogólnie uznanych za mistyczne, okultystyczne lub religijne”. Mówiąc o „duchowych kulisach sportu”, porównuje niezwykłe zmiany świadomości sportowców podczas rozgrywek z doświadczeniem wschodniej jogi: „Wschód spotyka się teraz z Zachodem na bardzo zwyczajnej płaszczyźnie — właśnie tutaj, w ludzkim ciele”. Wskazuje na sport jako na nowe źródło wtajemniczenia, po odrzuceniu tradycyjnej religijności, mistycyzmu i „nowej mądrości”. Twierdzi, że „większość prężnych, nowych ruchów religijnych powinna wiązać się z mistycyzmem ciała, a nie z bardziej abstrakcyjnymi formami wiary, które niegdyś stanowiły ziarno nowego życia. Bóg nie umarł On jest wewnątrz”. M. Murphy wierzy w nieograniczone możliwości sportu. Głosi, że sport może się stać „początkiem rozwoju człowieka, rozwoju, który w końcu obejmie wszystkie dziedziny życia”.

Nadzieje na odkrycie „nowego człowieka” poprzez podjęcie szeregu ćwiczeń fizycznych, a więc stworzenie syntezy sportowo-medytacyjnej, znalazły swe szczególne miejsce w tzw. wschodnich sztukach walki. Są one nierozerwalną częścią medytacji Wschodu. Stanisław Tokarski, sześciokrotny mistrz Polski w judo, absolwent indologii i filozofii na Uniwersytecie Warszawskim, doktor filozofii i pracownik naukowy Polskiej Akademii Nauk (Zakład Krajów Pozaeuropejskich), nazywa sztuki walki „ruchowymi formami ekspresji filozofii Wschodu”.

Świat dla Hindusa jest pozorem, a jego realność jest bliższa temu, co Zachód nazywa marzeniem sennym, nadzmysłowością. Dotrzeć do niej można przez odejście od tego co realne, porzucenie widzialnego i dotykalnego świata, a sięgnięcie do tych światów, których jeszcze nie ma, do realności potencjalnych, które mogą przekroczyć próg istnienia dzięki drodze, którą podejmie człowiek. W kulturze chińskiej powszechny kosmiczno-moralny porządek zawarty jest w pojęciu „tao”. Właściwym sensem tego słowa jest „droga, szlak”, a użyte czasownikowo znaczy „wytyczyć drogę, prowadzić nią, pokazywać”. Mistycyzm Wschodu opiera się na idei dążenia człowieka do harmonii z porządkiem kosmicznym jako jedynym środkiem mądrości i ocalenia. Człowiek jest zobowiązany do „stawania się całością”. Daisetz Teitaro Suzuki (1870—1966), profesor filozofii buddyjskiej na Uniwersytecie Otani w Kioto, wprowadzając do buddyzmu zen, pisał: „Rozum, wyobraźnia i inne władze umysłowe, jak również otaczające nas przedmioty materialne, nie wyłączając naszych ciał, są nam dane po to, żebyśmy odkrywali i rozwijali najwyższe z posiadanych przez nas władz, a nie po to tylko, byśmy zaspokajali takie czy inne zachcianki i żądze, z pewnością sprzeczne z interesami i naruszające prawa innych”. Jedną z dróg prowadzących do „przekraczania samego siebie” i budzenia w sobie drzemiących potencjalnych możliwości jest tzw. droga wojownika. Jest ona szlakiem wybranych, chcących podjąć trud drogi, którzy w ten sposób tworzą nowy stan.

Mistrz medytacji szkoły Kagyu, Chogyam Trungpa, działający w USA, Kanadzie i Europie, pisze: „Wyzwaniem stanu Wojownika jest wyjście poza kokon, wyjście w przestrzeń z odwagą i zarazem delikatnością (…). W postępowaniu stanu Wojownika uczeń przechodzi poprzez fazy zdyscyplinowanego treningu i nieustannie spogląda w tył, raz jeszcze badając swe własne odciski stóp, czy swe dzieła. Czasami znajdziesz znaki rozwoju, a niekiedy znaki świadczące o tym, że zgubiłeś drogę. Niemniej jednak jest to jedyny sposób na zaktualizowanie ścieżki Wojownika. Owocem ścieżki Wojownika jest doświadczenie pierwotnej dobroci, czy też pełnej nieuwarunkowanej natury podstawowej dobroci. To doświadczenie jest tym samym co całkowite urzeczywistnienie nieobecności ego, czyli prawda punktu bez odniesienia (…). Dla Wojownika nieuwarunkowane nie musi być uwarunkowane czy ograniczone. Nie musi zostać zakwalifikowane ani jako pozytywne, ani jako negatywne. Może być po prostu takie, jakie jest”. Ta „ponadprzeciętna” świadomość Wojownika uwalnia go od wszelkich „uwarunkowań”, stawia poza prawdą i fałszem, pięknem i brzydotą, dobrem i złem. Budzi w nim boską świadomość….

Wschodnie sztuki walki (budo) to wschodnia sztuka życia. Podejmując zajęcia z psychologii, filozofii, medycyny, fizyki, adept sztuk walki buduje swoje wnętrze, „uczy się siebie” i uczy się, jak „być w sobie”, „uczy się być ostrzem — rozcinającym obronę przeciwnika, kulą — niszczącą po drodze wszystko, kamieniem — na którym łamie się cios atakującego, trzciną — która pod ciosem lekko się odgina, a wracając uderza, wodą — wypełniającą każdą szparę w bloku, przyjmującą różne kształty, w zależności od naczynia, w które ją wlano”. Po opanowaniu własnej „psyche” (ducha) i „soma” (ciało), osiąga najwyższe poznanie. Polega ono na tworzeniu w sobie energii „chi”, siły wewnętrznej, która płynie z woli i władzy, drzemiących głęboko w człowieku. W szkole walki uczniowie kumulują świadomie drzemiące w sobie siły, świadomie je kształtują, panują nad nimi i sterują nimi, puszczają w ruch w momencie, który sami uznają za najbardziej odpowiedni.

Medytacja złączona z walką polega na odkryciu źródeł energii. Wojownik poddaje się siłom, które go ogarniają i które sobie uświadamia: „Jesteś suchą gąbką, która chłonie wszystko, co wokół ciebie. Selekcjonujesz, wybierasz dobroć, czerpiesz z powietrza, ze Wszystkiego, z Kosmosu, oddychasz głęboko, nabierasz w siebie. Potem wstajesz, jesteś planetoidą, jesteś Ruchem, wpierw dowolnym, bardziej zorganizowanym — kiedy już poznasz kata, tu i teraz, mającym świadomość, że zbierasz, odkładasz, przelewasz, przemieszczasz swoją energię życiową, bo jej właściwy przepływ jest Harmonią Twojego Ja, jest zdrowiem, mocą, siłą. Jesteś tym wszystkim: panterą, orłem, muchą, trzciną, wodą, nożem — jesteś cząstką Wszystkiego, a więc cząstką Harmonii Doskonałej. Gdy zawrzesz to w jednym uderzeniu, w jednym ułamku sekundy — jesteś Niepokonany. Bo nie siłą wygrywasz walkę. Wygrywasz ją odpowiednią techniką, wykorzystując odpowiedni moment ataku, atakując właściwy punkt, wyzwalając energię”.

Już w XI wieku mędrzec Nan Yeo mówił: „Ze wszystkich elementów mędrzec wodę winien obrać za swego nauczyciela. Jest ustępliwa, ale wszystko zwycięża, gasi ogień, a gdy czasem bywa przezeń pobita, ratuje się ucieczką jako para, zmieniając swą postać. Rozmywa ziemię, gdy miękka, a kiedy napotyka na twardą skałę, szuka okrężnej drogi. Nawilża atmosferę, by umarł wiatr, żelazo przemienia w rdzę, aż rozsypie się w pył. Poddaje się przeszkodzie ze zwodniczą pokorą, bo żadna siła nie może jej zatrzymać w drodze do morza. Zwycięża ustępując, nigdy nie atakuje w sposób znany, ale zawsze wygrywa ostateczną bitwę. Stając się jak woda, mędrzec wyróżnia się pokorą; obiera za zasadę bierność — działa przez niedziałanie i podbija świat”.

Sztuka walki to Droga, po której idą mistrzowie wraz z uczniami. Na końcu tej Drogi czeka ich Doskonałość, lecz im ktoś więcej potrafi, tym bardziej jest świadomy, że brakuje mu do niej coraz więcej. Dla pamięci o tej prawdzie mistrz nosi czarne kimono z białym paskiem, symbol niewiedzy rozświetlonej wąskim promieniem oświecenia. Uczeń zaś nosi kimono białe, wskazujące na bezmiar drogi, jaką musi przebyć, by umieć wszystko. Uczeń jest białą, niezapisaną kartą, na którą sam musi nanieść znaki swego rozwoju.

Powiązanie sztuk walki z buddyjskim systemem wartości widoczne jest już w podaniu o ich pochodzeniu. Postacią centralną tego podania jest Daruma Taishi, znany też jako Bodhidharma, Damo, czy też Tamo. Ten buddyjski mnich był Hindusem, trzecim dzieckiem króla Sugandha. Dzieciństwo spędził w małej prowincji Kanchipuram, niedaleko Madras. Już jako młodzieniec był biegły w praktykach religijnych. Będąc dojrzałym mężczyzną, podjął decyzję o podróży do Chin, prawdopodobnie celem propagowania buddyzmu. Bodhidharma propagował buddyzm zen, czyli zenizm. Niektórzy właśnie jemu przypisują założenie sekty Chan, współcześnie popularnej i znanej w Japonii i szeroko w świecie jako zen. Czas jego przybycia z Indii do Chin datuje się na okres pomiędzy 480 a 520 r. po narodzinach Chrystusa. W Chinach, po licznych przygodach, osiadł w klasztorze na górze Shaolinsi, w paśmie Xiong’er Shan w prowincji Henan (w dialekcie kantońskim klasztor nazywa się Siu Lum, w języku japońskim — Shorinji).

Buddyzm zaczerpnął z jogi nie praktyki ascetyczne, lecz medytację, i to jako środek do celu, do którego prowadzić miało życie pełne umiaru — bez nadmiernego używania i nadmiernych umartwień. Bodhidharma wprowadził do klasztoru ćwiczenia fizyczne, mające na celu poprawienie zdrowia nadmiernie umartwiających się mnichów. Z czasem ćwiczenia te stały się elementem reguły klasztornej. Nazywano je „Shih Pa Lo Han Sho”, co znaczy „Osiemnaście rąk Lo-Han”. Termin „Lo-Han” oznacza wszystkich zwolenników historycznego Buddy. Była to pierwsza, historyczna nazwa określająca sztuki walki. Shaolin, uważany za świątynię sztuk walki, przez lata był tajemniczym światem, owianym mnóstwem legend i podań. Miał np. istnieć w nim zwyczaj poddawania mnichów zamierzających opuścić klasztor na stałe próbie męstwa i opanowania nauczonych tutaj metod walk i sposobów posługiwania się bronią. Zdecydowanego na sprawdzian mnicha kierowano do ciemnych podziemi klasztornych, gdzie czekały go przeróżne niebezpieczeństwa. Kiedy już śmiałek pokonał wszystkie przeszkody i doszedł do wyjścia, drogę zagradzała mu rozgrzana do czerwoności urna z wyrzeźbionymi postaciami tygrysa i smoka. Jako świadectwo zepchnięcia urny z drogi, pozostawały wypalone na wewnętrznych stronach przedramion sylwetki tygrysa i mitycznego smoka. Posiadacza takich znaków otaczała sława niezwyciężoności i cieszył się społecznym szacunkiem. Inna legenda podaje, że podczas długich godzin medytacji zdarzyło się Bodhidharmie popaść w sen. Rozgniewany swą słabością obciął sobie rzęsy, z których wyrosły bujne krzewy herbaciane. Sporządzony z nich napój wzmacniał mnichów podczas długich godzin czuwania. A uprawa herbaty stała się w Chinach powszednim zajęciem mnichów buddyjskich. Bodhidharma zmarł w klasztorze Shaolin, a jego ciało spalono na Górze Niedźwiedziego Ucha. Jednakże kilka lat po śmierci, jak zapisał urzędnik cesarza Wei, podróżujący w misji politycznej do Azji Mniejszej, spotkał Bodhidharmę w górach, w dzisiejszym Turkiestanie. Zapytany, dokąd idzie, odparł, iż wraca do Indii. Urzędnik doniósł cesarzowi, że Bodhidharma był w dobrej kondycji fizycznej, maszerował półboso, bo zgubił gdzieś jeden sandał. Cesarz po wysłuchaniu tej opowieści nakazał zbadać spalone szczątki mnicha. Wśród kości i popiołu znaleziono sandał. Cesarz zaskoczony i przestraszony faktem zmartwychpowstania, polecił umieścić sandał w klasztorze Shaolin, w charakterze relikwii. Sandał ten później skradziono. A Bodhidharma miał podobno spędzić ostatnie dziewięć lat życia na nieustannej medytacji w pozycji siedzącej, co całkowicie pozbawiło go zdolności chodzenia. W wieku XVIII klasztor Shaolin stał się prężnym ośrodkiem życia politycznego, dlatego władze podjęły decyzję o jego likwidacji. Doszło do krwawej walki, z której, jak głosi podanie, ocalało zaledwie pięciu mnichów znających tajemnice walk. Aby ocalić tradycje szkoły, uchodząc, przed ucieczką postanowili się rozdzielić. Żaden z nich nie został złapany, a cała piątka, nauczając niezależnie, przyczyniła się do szerokiego rozpowszechnienia walk, zwłaszcza karate, głównie w tajnych organizacjach opozycyjnych. Ćwiczenia te stały się swego rodzaju obrzędami religijno-ideologicznymi, umacniającymi jedność Chińczyków przeciw wspólnemu wrogowi — Mandżurom.

Wszystkie sztuki walki mają swoje korzenie na Wschodzie i wyrażają jego filozofię. Z broszurki wydanej przez Warszawski Klub Karate-do-Tsunami wynika, że jest to szkoła formacji światopoglądowej, która poprzez ćwiczenia psychiczne „zen” prowadzi do buddyzmu lub panteizmu: „Głównym celem Zen jest odnalezienie sensu ludzkiej egzystencji (…). Każdy powinien tak pokierować swym życiem, by osiągnąć szczęście już tu na ziemi, a nie dopiero w niebie (…). Szczęście w terminologii Zen określane jest jako tzw. «pustka». Stan ten jest rodzajem mistycznego upojenia, w którym człowiek traci poczucie własnej jaźni oraz indywidualnego istnienia”.

Sztuki walki są sposobem kontrolowania samych siebie, aż do osiągnięcia dwóch celów: jedności ducha z ciałem oraz harmonii z naturą — otoczeniem. Sesshin, czyli Centralne Ogólnopolskie Zgrupowanie Karate-do-Tsunami, które odbyło się w Kutnie w 1985 r., określiło cel ćwiczeń jako autokreację człowieka: „Tworzeniem przez człowieka samego siebie jest Droga ciągłych zmian swego życia na lepsze. Doskonałym rozwiązaniem wydaje się tu niewątpliwie Karate-do — metoda łącząca ćwiczenia fizyczne (karate) z duchowym doskonaleniem się (zen)”.

Specyficzne formy ruchowe mają doprowadzić, poprzez otwarcie potencjalnej energii człowieka, do wyzwolenia w technikach walki wewnętrznej mocy oraz osiągnięcia paranormalnych zdolności. Zdolności te są często przedstawiane jako służące harmonii ze wszechświatem, osiągnięciu dłogowieczności i zdrowia. Celem i efektem tych praktyk jest:

1. RIN — wzmocnienie umysłu i woli;

2. KYO — kierowanie energią;

3. TOH — energetyczne zjednoczenie ze wszechświatem;

4. SHA — leczenie energiami;

5. KAI — przeczuwanie niebezpieczeństwa;

6. JIN — poznanie myśli innych;

7. RETSU — opanowanie czasu i przestrzeni;

8. ZAI — panowanie nad żywiołami natury;

9. ZEN — oświecenie.

Sami mistrzowie Wschodu ostrzegają jednak przed tymi technikami. Jeden z nich mówi: „Wszystkie te techniki są metodami przepływu energii ku ściśle określonym rejonom wewnątrz ciała. Techniki te wyprowadza się ze starożytnej, jogistycznej i tantrycznej tradycji, która sięga czasów uznanych za poprzedzające narodziny cywilizacji. Ćwiczenia te w swych skrajnościach są potężne i sięgają głęboko. Nie można nierozważnie ukierunkować wewnętrzne siły życia. Staniesz przed doświadczeniem grozy i tajemnicy umysłu. Po rozpoczęciu ich nie ma powrotu do przeszłości, czy też skoku w przyszłość. Istnieje tylko rzeczywistość chwili obecnej”.

Karate — stosuje metodę, typową dla filozofii hinduskiej, kształtowania ducha ludzkiego poprzez kształtowanie ciała, co leży u podstaw jogi. Jego celem jest duchowe zjednoczenie i stan nieczułości, aż do osiągnięcia stanu zen. Drogą do tego jest całkowite zapomnienie: „Zapomnij o sobie, zapomnij swoich wrogów, zapomnij zwycięstwa i straty, a kiedy to zrobisz, będziesz w stanie duchowego zjednoczenia, który w zen nazywa się Mu lub Nicość”. Kapłan zen Dogen powiada: „to nie da się wyrazić słowami, kiedy ja uwolnię swoją duszę i ciało i zapomnę o nich — wejdę do domu Buddy, by poddać się jego prawom, ja znalazłem światłość”. XIV rozdział buddyjskiej „świętej księgi”, Sutry lotosu, zawiera najstarszą wzmiankę na temat indyjskiej walki wręcz. Budda zwracając się do swego ucznia Manjusri, przestrzega go przed zawieraniem bliższych znajomości z „ludźmi, co walczą za pomocą pięści”. W Sutrze Hongyakyo, będącej zbiorem wiedzy z początkowego okresu istnienia buddyzmu, znajduje się urywek przedstawiający walkę bez broni między przyrodnim bratem Buddy, Naudą, a kuzynem Devadattą. Współcześnie na kursach karate wspomina się niekiedy o Buddzie, lecz częściej o własnym duchowym potencjale. Nie zmienia to faktu ścisłego związku karate z medytacją zen. Podczas tzw. wielkich ślubowań, odpowiadających ośmiu ścieżkom tradycji buddyjskiej, adept karate zobowiązuje się: „Będę zawsze słuchać Buddy, Dharmy i Sanghi”. Przyrzeka wypełnienie reinkarnacji: „Będę zawsze odradzać się w sprzyjających warunkach” i „Rozprzestrzenię się na cały Wszechświat”. Głosi także ideę samozbawienia — bez łaski Bożej: „Dobrowolnie uratuję wszystkie istoty”. Jak wynika z badań nad psychiką trenujących karate: „Mistrzowie karate przejawiają większą niezależność, pewność siebie oraz wolę podejmowania ciężkiej pracy”. Jest to wynikiem, zdaniem pracownika naukowego Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie Stanisława Sterkowicza, wpływu filozofii Wschodu: „Orientalne filozofie konfucjanizmu, taoizmu oraz buddyzmu zen potęgują tradycyjne wartości etyczne, które powinny być przestrzegane w środowisku karateków”. Higaonna, 10 dan karate, współczesny propagator filozofii wyrażonej w karate, twierdzi: „Nie odrzucam całkowicie idei karate sportowego. Czuję, że jest to jeden z wymiarów czy aspektów, który wielce spopularyzuje naszą sztukę. Prawdziwe karate jest jednak jak głęboka rzeka. Gdy je zredukujemy do funkcji sportowej, zagubi swą istotę. Jest bowiem naszym celem praktykować do lat osiemdziesięciu. Nie chcemy nikogo pobić czy zwyciężać w zawodach. Naszym dążeniem była zawsze nauka i transmisja dla przyszłych pokoleń technik (…) przekazanych nam poprzez poprzednie generacje, dziś będące już historią. Z tym wiąże się oczywiście wytrenowanie umysłu i ciała”.

Leżącą u podstaw karate filozofię — która korzeniami tkwi w buddyzmie, głosi panteizm, a także kult przemocy (karate jest sztuką zabijania bez użycia broni) — nie sposób pogodzić z chrześcijaństwem. Jak słusznie zauważono: „każdy, kto twierdzi, że broń nuklearna została stworzona do samoobrony, powinien popatrzeć na siebie w lustrze. Albo jest kłamcą, albo oszukuje samego siebie. Podobnie jest ze sztuką walki, która jest sztuką stworzoną do walki. Jeśli chcesz uczyć się tylko samoobrony, to już lepiej, abyś zdobył mistrzostwo w sztuce stawania się niewidzialnym”.

Taekwondo — to koreańska sztuka walki zbliżona do karate. Opisuje się ją jako „sztukę stosowania w sposób maksymalnie efektywny wszystkich części ciała mogących służyć jako broń w obronie i ataku, szczególnie zaś rąk i nóg. Poza ogromną efektywnością w sferze samoobrony stanowi idealny typ gimnastyki rozwijającej harmonijnie całe ciało. Dlatego właśnie może być uznana za syntezę dwóch ważnych dziś aspektów — sportu i samoobrony”. Taekwondo łączy się ze starą kulturą koreańską. Wielu badaczy widzi jej źródło w kręgach klasztornych, choć nie brak takich, którzy za ojców koreańskiej samoobrony uznają królów i generałów. Ataki i bloki wykonuje się ze specyficznym oddechem, którego rytm wynika z przekonania o możliwości harmonizacji przepływu energii między częściami ludzkiego ciała a sferami kosmosu poprzez kanały mistycznej fizjologii.

Kung fu — tłumaczy się jako „człowiek — ekspert”, „człowiek — artysta”, „człowiek wysoce biegły”. Nazwa „kung fu”, jako określenie sztuki doskonałości czy biegłości, za sferę realizacji obiera samego człowieka. Niekiedy jako wzór mistrza kung fu pokazuje Konfucjusza (Kong Fuzi), w ideale mędrca — filozofa upatrując realizację „kung”. Kung fu została spopularyzowana przez mass media, głównie filmy. Kariera aktorska Bruce’a Lee stała się źródłem wielu współczesnych mitów o kung fu. Zmarły nagle w 1973 r. „azjatycki poeta kung fu” był żegnany podczas symbolicznego pogrzebu w Hongkongu przez 420 tysięcy osób. Pojawiło się wówczas szereg podań na temat tej śmierci: przypisywano ją zemście „Prawdziwego Smoka”, wysłanego przez tajną radę mistrzów kung fu z misją ciosu „wibrującej dłoni”, niosącej chorobę, a później śmierć; inni twierdzili, że znużony sławą Bruce Lee zapadł w letarg, żyje gdzieś na uboczu, a gdy zło sięgnie nieba, powróci i zwycięży łotrów. Na sztukę walki kung fu największy wpływ wywarły filozofie buddyjskie i taoistyczne oraz myśli Konfucjusza. Struktura szkoły kung fu przypomina rodzinę, w której uczniowie są adoptowani, a instruktorzy są ich starszymi braćmi. Rolę ojca pełni mistrz. Z nauki Laozi, żyjącego w VI wieku przed narodzeniem Chrystusa, adepci kung fu wzięli koncepcję świata jako gry współistnienia dwóch elementów: yin (biernego, mokrego, ciemnego, żeńskiego) i yang (czynnego, suchego, jasnego, miękkiego). Oba są aspektami, fazami istnienia świata — tao. Akceptacja ruchu i ciągłej zmiany bierności i działania wpłynęła na kształt kung fu. Istotną rolę odgrywa w niej zasada niedziałania (wu wei), pojmowana jako umiejętność dostosowania się do okoliczności, oraz działania tylko zgodnie z istniejącymi warunkami. Nakaz życia w zgodzie z zawartą w człowieku cząstką tao inspirował do wędrówek po górach celem poszukiwania samego siebie, badania procesów przyrody, studiowania natury roślin i zwierząt. Medytację tao wiązano z praktykami higieniczno-medycznymi, z których najpopularniejsze były oddechy i punktowe masaże. Wszystko to przygotowywało stan xu (pustki), w którym umysł pusty, wolny od pragnień i ambicji, mógł zyskać prawdziwe odbicie świata. Wzorcami do wykształcenia zwinności i elastyczności ruchów miały być żywioły, ruchy zwierząt, stan wody i zmienność ognia. Transformacja psychiczna ucznia miała zrodzić niezwykłą intuicję oraz koncentrację. Kung fu nie jest tylko dyscypliną sportową, lecz „całościową wizją rozwoju człowieka, która łączy aspekty teologiczne z filozoficznymi i miesza je z fizycznymi” (Earl C. Medeiros). Z tych powodów z duchowego punktu widzenia nie jest ona czymś obojętnym i neutralnym.

Jujitsu — jest połączeniem kung fu i japońskich sztuk walki. Koncentruje się na umiejętności atakowania i zadawania przeciwnikowi śmiertelnych ciosów. Zapoznaje swoich adeptów ze wszystkimi słabymi punktami na ciele „przeciwnika”.

Judo — jest zasadniczo rodzajem jujitsu, z tym że nie uczy sposobów zabijania przeciwnika. Założył ją w 1882 r. Jigoro Kano (1860—1938), syn i wnuk samurajów zasłużonych w służbie dla cesarza. Słowo „judo” jest połączeniem dwóch słów pochodzenia japońskiego: „ju” — oznaczającego zwinność, łagodność, ustępliwość, oraz „do” — oznaczającego „drogę”, sposób życia. Judo jest więc drogą do doskonałości ciała i umysłu, wiodącą przez zwinność, łagodność, ustępowanie — rozumiane zarówno w sensie fizycznym, jak i filozoficznym. Według Jigoro Kano wypracowana umiejętność rzucania, trzymania itd. nie może być celem samym w sobie, a jedynie celem pośrednim, umożliwiającym osiągnięcie doskonałości ciała i umysłu. Jest to metoda „dochodzenia do samorealizacji”. Jej ideologiczne korzenie tkwią w buddyzmie i taoizmie.

Od czasu Igrzysk XX Olimpiady w Monachium (1972) sztuka stworzona przez Jigoro Kano stała się dyscypliną olimpijską i wraz z teakwondo (1998) są jedynymi azjatyckimi sztukami obronnymi obecnymi na olimpiadach. J. Jazarin, pisząc o „duchu judo”, zauważył: „Ci, którzy uznają judo jedynie za sport, a moc i zwycięstwo za jedyne cele, są w błędzie. Prawdziwym zwycięstwem jest nasze wyzwolenie: totalna elastyczność ducha kierującego posłusznym mu bez reszty ciałem. Cała reszta stanowi tylko ćwiczenie, środek do celu”.

Aikido — to nazwa japońska, którą można tłumaczyć jako „droga, która prowadzi do zjednoczenia z powszechnym duchem”. „Ki” — to energia, duch, moc tkwiąca we wszechświecie, kategoria filozofii tradycyjnego Wschodu; „ai” — to harmonizacja, strojenie; „do” — oznacza zaś drogę. Twórcą aikido był Morihei Ueshiba, urodzony w 1883 r. niedaleko Osaki, w rodzinie o starych tradycjach samurajskich, których metody walki przez długie wieki chroniła tajemnica. Doszedł on do wniosku, że idea walki, rywalizacji jest zupełnie bezsensowna, gdyż ze względu na obustronną agresję tworzy jedynie pokonanych. Nie ma tam zwycięzców. Odrzucił więc walkę i korzystając z doświadczeń starych szkół walki, rozwinął „drogę harmonii energii kosmicznej”. Mówił, że „ten, kto odkryje sekret aikido, posiada wszechświat w sobie i może powiedzieć — ja jestem wszechświatem. Dlatego, kiedy wróg stara się walczyć ze mną, stawia czoła całemu wszechświatowi, musi on zniszczyć jego harmonię”. W tej harmonii mikrokosmosu i makrokosmosu ruchy aikido są ruchami wszechświata, a człowiek pozbawiony wewnętrznych napięć (strachu, agresji) staje się jego centrum. W 1925 r. Ueshiba doznał wielkiej iluminacji: „Poczułem nagle, że cały świat zachwiał się w posadach, a złocista energia duchowa, z ziemi zrodzona, spowiła me ciało. Odczuwałem ową świetlistość umysłu i tkanek. Zacząłem rozumieć mowę ptaków i pojmować intencje boskie. Wtedy właśnie zyskałem oświecenie. Zrozumiałem, że budo jest miłością Boga, duchem miłującej opieki nad wszelkimi żywymi istotami (…). Od tego czasu cały świat stał się mym domem. Zrozumiałem, że słońce, księżyc i gwiazdy są moje. Uwolniłem się od pragnień, nie tylko bogactwa, pozycji czy sławy, ale i siły. Pojąłem, że budo nie polega na powaleniu przeciwnika siłą, nie jest też bronią do niszczenia świata. Czysty duch budo to akceptacja ducha uniwersum, to szerzenie pokoju w świecie, chronienie i szanowanie wszelkich tworów natury. Celem budo jest nauka miłości Boga w prawdziwym sensie: jako opieki nad wszelką formą życia”.

Kendo — jest terminem pochodzącym od słów „ken do michi”, czyli „ścieżka miecza”. Wyrasta ona z prestiżu i mitycznego szacunku, jakim Japończycy darzyli oręż rycerzy. „Kult chłodnej stali” w Japonii był jednym z głównych elementów stabilizacji i rozwoju społecznego, odcisnął piętno na całej kulturze narodowej. Na początku XX wieku jeden z amerykańskich znawców kultury Japonii napisał: „Noszenie go stało się wyróżnieniem, a przywileje z miecza płynące, czyny z nim splecione, sława biegłego nim władania, magia z nim związana, niewiarygodna wartość doskonałej klingi, wysoki prestiż ekspertów — kowali, rodzinne tradycje pietyzmu wobec tej broni, konieczność długotrwałych studiów dla oceny miecza — wszystko to nadało mieczowi (katana) wagę koncepcji niezwykłej”. Wykuwaniu mieczy od dawna towarzyszyły magiczne praktyki. Złym duchom broniła wstępu do kuźni słomiana lina wraz z zawieszonymi na niej licznymi amuletami. Płatnerzowi pomagały w pracy dobre duchy, a nawet bogowie…Kendo wyrasta ze sztuki miecza epoki samurajów. Jego geneza przedstawiana jest jako dar bogów. Wiąże się z mityczną grupą bóstw tengu, popularnych w ludowych podaniach, o ludzkich i pół boskich cechach, jawiących się jako mściwi, krwiożerczy, rozmiłowani w wojnie, wtrącający się w ludzkie konflikty. Miały one moc unoszenia się w powietrzu oraz czynienia niewidzialnymi. Były ponadto wyśmienitymi szermierzami, a tych, którzy zdobyli ich zaufanie i przyjaźń, uczyły sekretu fechtunku. Mistrz Chozan Shissai (ok. 1716—1735) stworzył koncepcję Drogi Miecza, która stanowi zderzenie konfucjanizmu z taoizmem, sinto z buddyzmem zen. Poszukując najgłębszej istoty mistrzostwa w sztuce miecza, stwierdził, że najwyższym sekretem jest osiągnięcie przez ćwiczącego pełnej harmonii z prawami natury. Pisał: „Gdyby każdy praktykował z niebem i ziemią i wszelkimi rzeczami tego świata tak, jak praktykują ludzie miecza, wtedy całe uniwersum pełne by było światła”. Z taoizmu kendo przejęło ideę, która mówi, że sztuka doskonałego miecza może rozwijać się jedynie na bazie zdrowego życia, pełnego energii ki. Gdy łączy się technika z zasadą, następuje koncentracja energii ki. Zasada działa bowiem poprzez energię, serce jest natomiast ponad ki, może rozwinąć dobre lub złe cechy, z reguły posiada jednak intuicyjną zdolność świadomości (ryohi). Prawdziwą bronią jest człowiek. Mistrz zabija nie mieczem, lecz przeraża widokiem Prawdy. Mistrz obserwuje „ego” przeciwnika, ono daje mu punkt oporu. Sam zaś zadaje ciosy lub je powstrzymuje bezosobowo, dlatego może rozdawać niepostrzeżenie mieczem śmierć lub życie.

O okultyźmie

W okresie trwającego sporu między teologami chrześcijańskimi a przyrodnikami na temat interpretacji opisu stworzenia zawartego w Księdze Rodzaju w 1875 r. powstało w Nowym Jorku Towarzystwo Teozoficzne. Helena Pietrowna Bławatska (1831-1891), która wraz z Henrym Steelem Olcottem (1830-1907) była jego założycielką, za cel wyznaczyła mu przybliżenie zachodniemu audytorium myśli indyjskiej – zwłaszcza hinduizmu -jako alternatywy wobec chrześcijaństwa. Podtekstem tego pomysłu była uniwersalizacja religii. Tajemna doktryna Bławatskiej miała stanowić syntezę nauki, religii i filozofii. Teozofowie wierzyli nie tyle w nieśmiertelność duszy, ile w nieśmiertelność boskiego ducha, czyli reinkarnującej się jaźni. Byli przekonani, że kolejne wcielenia pozwalają osiągać coraz wyższe formy doskonałości, aż do uzyskania, drogą ewolucji, formy anioła, który nie potrzebuje dla istnienia ciał widzialnych (fizycznego i eterycznego). Teozofia przeciwstawia chrześcijańskiej teorii zbawienia przez pośrednika -Boskiego Odkupiciela – możliwość osiągnięcia zbawienia przez każdego, jego własnym staraniem. Na myśl teozoficzną składają się systemy wielu starożytnych religii i filozofii.

W kręgu londyńskich teozofów narodził się pomysł powołania do istnienia Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku. W 1877 r. dr Wynn Westcott, londyński koroner, wolnomularz, nabył od dr. Woodforda pisany szyfrem manuskrypt, który wcześniej należał do członka Angielskiego Towarzystwa Różokrzyżowców. Za pomocą kodu alchemicznego Westcott zdołał odczytać ów manuskrypt, zawierający, jak się okazało, pięć rytuałów masońskich. Westcott wraz ze swym przyjacielem Samuelem Mathersem opracował i poszerzył ów tekst tak, by mógł stanowić podstawę nowego stowarzyszenia masońskiego. Hierarchia nowo powołanego Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku stworzona przez Westcotta zamiast stopni masońskich posiadała „sefirot”, czyli stadia świadomości mistycznej wpisane w kabalistyczne Drzewo Życia. Westcott założył w Londynie w 1888 r. świątynię Izydy – Uranii Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku, zapraszając Mathersa oraz swego przyjaciela z loży masońskiej, dr. Woodmana, aby dołączyli do niego jako zwierzchnicy nowej świątyni. Zakon miał być alternatywą wobec chrześcijaństwa i oferował: szczegółowe przedstawienie symboliki Księgi Rodzaju o stworzeniu świata; wiedzę o tym, jak człowiek może ostatecznie stać się podobny Bogu dzięki spotkaniu i ucieleśnieniu w stanie wizji archetypu odrodzenia, który w swym uniwersalizmie, oprócz postaci Jezusa Chrystusa, obejmuje także inne zmartwychwstające bóstwa, np. Ozyrysa; nauki duchowe, które nie wymagają wiary lecz samorozwoju i które za punkt wyjścia przyjmują człowieka, a nie Boga. W ten sposób narodziła się nowoczesna magia, okultyzm, pseudonaukowa teoria, która miała korzystać z doświadczeń religii pogańskich i nauki, z ceremoniałów starożytnych i środków psychodelicznych, z naturalnych sił człowieka i nadnaturalnych mocy demonów. W ceremoniach Zakonu Westcotta przy zyskiwaniu stopnia Adeptus Minor, aspirant, jako Chrystus – Ozyrys, mówi: „Jestem Pierwszy i jestem Ostatni. Żyję na wieki i dzierżę Klucze Śmierci i Piekła. Jestem wschodzącym Słońcem. Przebrnąłem przez chmury i noce. Jestem Amon, Ukryty, Zwiastun Dnia. Jestem Ozyrys, Onnophris, Sprawiedliwy”.

W Zakonie Westcotta wyrósł Aleister Crowley. Został on wtajemniczony jako neofita 18 grudnia 1898 r. i po tym wydarzeniu bardzo szybko wstępował po drabinie wtajemniczeń. Studiował jogę w Indiach, na Cejlonie i w Birmie. Eksperymentował z narkotykami psychodelicznymi, szukając związku, który by „otworzył wiązary duszy”, aby w ten sposób, w duchu, zbadać świat znajdujący się poza światem materialnym. Spędził noc w królewskiej komnacie wielkiej piramidy w Egipcie. 14 marca 1904 r. w swym pokoju niedaleko muzeum Boulak w Kairze odprawił ceremonię magiczną, przywołując egipskiego boga Totha, bóstwo mądrości. Po czym ogłosił światu, że duch zwany Aiwass lub Aiwaz, wysłannik, przekazał mu specjalne przesłanie. Uczył: „Musicie wiedzieć, iż wybrany kapłan i apostoł nieskończonej przestrzeni jest księciem – kapłanem Bestii, a jego żonie zwanej Kobietą w Szkarłatach dana jest wszelka władza. Zgromadzą oni me dzieci w swej owczarni; przywiodą chwałę gwiazd do ludzkich serc”. Crowley twierdził, że prawdziwe odrodzenie magii nastąpiło właśnie w 1904 r. z „zainicjowania tego okultnego prądu, które wywołało wir, bóle porodowe nowego eonu nazwanego roboczo mianem równonocy bogów. Zdarzenie takie powtarza się w odstępach mniej więcej dwóch tysięcy lat”. W ten sposób idee New Agę nabrały magicznej mocy i lucyferycznego wymiaru. Sam Crowley twierdził, że Aiwaz jest „świętym aniołem opiekuńczym i należy go utożsamiać z diabłem chrześcijan, szatanem”. Crowley nazwał siebie Boskim Dziecięciem, Antychrystem i Panem Nowego Eonu. Założył własny magiczny zakon Argentinum Astrum i wydawał swój magazyn „The Equinox”. Nawiązał również kontakt z pracującym w Niemczech Braterstwem Światła dr. Karla Keltnera, znanego pod ezoteryczną nazwą Zakonu Świątyni Wschodu (Ordo Templi Orientis – O.T.O.). Nazwa ta jest aluzją do „miejsca wschodu słońca, źródła oświecenia”. W 1912 r. O.T.O. (zwany też: Templariusze Orientu) ogłosił, że posiada „klucz, który otwiera wszystkie tajemnice masońskie i hermetyczne, mianowicie nauki magii seksualnej wyjaśniające wszystkie bez wyjątku sekrety natury, całą symbolikę wolnomularstwa oraz wszelkie systemy religii”. Crowley został przyjęty do O.T.O. w Berlinie, a po wtajemniczeniu mianowano go „najwyższym i świętym królem Irlandii, Jony oraz całej Brytanii w obrębie Sanktuarium Gnozy”, czyli przywódcą brytyjskiej filii O.T.O. zwanej Mysteria Mystica Maxima (M.M.M.).

O.T.O. istnieje do dziś. W 1977 r. pozostawało pod przewodnictwem Kennetha Granta, który w 1946 r., na rok przed śmiercią Crowleya, został jego następcą. Argentinum Astrum wtajemniczyło prawie stu zwolenników Crowleya. Do najbardziej wpływowych zaliczali się: Norman Mudd -profesor matematyki stosowanej w Bloemfontein; Victor Neuburg – „poetycki ojciec” brytyjskich pisarzy Dylana Thomasa i Pameli Hansford Johnson; Austin Spare – wizjonerski artysta, stypendysta Royal College of Art. Crowley zainspirował także szereg towarzystw magii seksualnej w Stanach Zjednoczonych. Wielotomowe pisma Wielkiej Bestii (to kolejne imię, jakie nadawał sobie Crowley) są aktualnie wznawiane w dużych nakładach pod auspicjami Israela Regardie, byłego sekretarza Crowleya. Do czołowych uczniów Crowleya, jeszcze za jego życia, należał „brat” Achad, czyli Charles Stansfeid Jones, autor trzech książek traktujących o nowoczesnej interpretacji symboliki magicznej. Ostatecznie Achad uznał Crowleya za Pana Eonu. Jak napisał Gerard Yorke: „Złoty Brzask wydał na świat swojego pierwszego pseudo-Mesjasza”. Idee Crowleya zawierały zarodki mistycznego faszyzmu. W jego Księdze Praw czytamy: „A zatem Królowie tej ziemi muszą być Królami na zawsze; niewolnicy zaś muszą im służyć. Nikt nie będzie poniżany ani wywyższany: wszystko pozostanie tym, czym było zawsze. Jednakże moi słudzy bywają zamaskowani – być może ów żebrak jest Królem. Król może wybierać szaty według upodobania…, żebrak zaś nie może ukryć swojego ubóstwa”.

W 1989 r. A. Allaud w książce Początki tajemne nazizmu oraz G. Galii w książce Hitler i nazizm magiczny przedstawili ciekawą hipotezę. Twierdzili, że zjawisko hitleryzmu należy tłumaczyć głębokim wpływem swoistej doktryny ezoterycznej, a nie szaleństwem Hitlera. Na procesie przywódców nazistowskich w Norymberdze (1945—1946) Alfred Rosenberg, czołowy ideolog hitlerowski, zeznawał: „Thule? Ależ wszystko wyszło stamtąd! Pouczenie tajne, któreśmy mogli stamtąd zaczerpnąć, pomogło nam więcej w dojściu do władzy niż dywizje SA i SS. Ludzie, którzy założyli to stowarzyszenie, byli prawdziwymi magami”. Stowarzyszenie Thule to jedno z niezliczonych rozgałęzień masonerii. Jak twierdzi G. Galii: „Znajdowało się tam po trosze wszystko: gnoza rasistowska, snobizm kierowniczych klas europejskich oddanych kultom ezoterycznym (tajemnym), obecność służb tajnych i potężnych lobby (związków) finansowych, łajdacy i prawdziwi magowie okultystyczni”. Stowarzyszenie Thule powstało w 1918 r. jako filia masonerii staropruskiej, w szczególności Zakonu Germanów. Przyjęło za symbol swastykę. Wśród tysiąca pięciuset członków Thule znajdowali się m.in. Hitler, Hess, Himmler, Rosenberg, Frank, Bormann, a więc przywódcy reżimu nazistowskiego. Członkowie Thule założyli w 1919 r. Partię Robotników, która w rok później stała się nazistowską partią Hitlera. Wielki wpływ na dostojników III Rzeszy mieli nieliczni filozofowie i okultyści, a wśród nich Dietrich Eckart i Gwido von List (zm. 1919 r.). Herman Goering, uzależniony od morfiny marszałek III Rzeszy, w swej ziemskiej posiadłości w Karinhall próbował odtworzyć świetność pałaców starożytnego Rzymu. Przed rozpoczęciem kariery politycznej u boku Hitlera był kilkakrotnie przymusowo osadzany w zakładach dla umysłowo chorych, gdzie określano go jako człowieka niebezpiecznego dla społeczeństwa. Rudolf Hess w wyniku kabały postawionej przez astrologów udał się do Anglii w celu podjęcia pertraktacji z Brytyjczykami. Po jego nieudanej misji nastąpiła masowa seria aresztowań pośród „mistyków”. W The Labyrinth, wspomnieniach Waltera Schellenberga, oficera niemieckiego wywiadu i najbliższego adiutanta Himmlera, czytamy m.in.: „Zdumiewające, jak Hess z całkowitym przekonaniem fanatyka czy szaleńca wierzył w stare przepowiednie i niezwykłe objawienia. Potrafił recytować urywki z ksiąg przepowiedni Nostradamusa i innych, których nie pamiętam. Poza tym wierzył w stare horoskopy dotyczące jego samego, a także losów jego rodziny i Niemiec”. Heinrich Himmler byt nekromantą; niejednokrotnie przy podejmowaniu decyzji radził się duchów zmarłych szlachciców niemieckich. Sam uważał się za wcielenie średniowiecznego króla Henryka I (Ptasznika), który miał kierować jego postępowaniem. W swoim zamku w Wewelsburgu (Westfalia) próbował odtworzyć zamek świętego Graala. Powołał krąg medytacyjny skupiony wokół okrągłego stołu, stworzył armię mnichów-wojowników oraz organizację zajmującą się tropieniem reliktów pogańskich i chrześcijańskich. Jedna z tajemnych organizacji – Ahnenerbe (Dziedzictwo Przodków) – poszukiwała takich przedmiotów, jak święty Graal, Arka Przymierza czy Całun Turyński. Przy umieszczonym na szczycie zamku Himmlera dębowym stole mogło zasiąść dwunastu „rycerzy”. Na każdym z miejsc wyryto w srebrze imię rycerza SS. Jak podają autorzy The Messianic Legacy (M. Baihent, R. Leigh, H. Loncoln), Himmler zachęcał esesmanów do płodzenia dzieci na płytach nagrobnych, przekonany, że w ten sposób duchy zmarłych pokierują w przyszłości esesmańskimi dziećmi. Hitler pod wpływem D. Eckarta wierzył w tajemny spisek żydowski. Wspólnie wydali nawet broszurę, która w języku angielskim nosiła tytuł: Bolshevism from Moses to Lenin. Ludobójstwo Żydów -jak twierdzą niektórzy badacze — miało charakter ofiary rytualnej, jakiej domagała się doktryna ezoteryczna wyznawana m.in. przez Hitlera. Według Hermanna Rauscheninga, wysokiego urzędnika hitlerowskiego, przez pewien czas Hitler wierzył, że kontaktuje się z demonami. Lekarz Hitlera Ernst Schenck mówił o nim jako o „żywym trupie, umarłej duszy” („American Medical News”, 11 października 1985).

Większość autorów choć nie zaprzecza wpływom okultyzmu na Hitlera i jego najbliższe otoczenie, to jednak najczęściej je lekceważy. Trudno dzisiaj ocenić stopień zależności, jaki istniał między zagładą milionów ludzi i niemal całkowitym zniszczeniem Europy a okultyzmem. Pewne jest natomiast to, że w porządek świata na pewien czas wprowadzona została bezsprzecznie demoniczna siła. Okultyzm, czyli odwoływanie się do sił demonicznych jest wyraźną zdradą Boga – Pana i Nauczyciela. Św. Jan Apostoł uczy: „Dzieci, nie dajcie się zwodzić nikomu (…). Kto grzeszy, jest dzieckiem diabła, ponieważ diabeł trwa w grzechu od początku. Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła. Każdy, kto narodził się z Boga, nie grzeszy, gdyż trwa w nim nasienie Boże; taki nie może grzeszyć, bo się narodził z Boga”(l J 3, 7-9).